środa, 28 sierpnia 2013

28 sierpnia - Country Feedback

Dziś 650kcal, czyli tyle co zwykle (+ żadnego alkoholu). Moje dzienne zapotrzebowanie wynosi ok. 2000kcal. Czyli musiałabym jeść trzy razy więcej. Może niedługo pomyślę, jak się do tego zabrać, póki co to nierealne.

Osiągnęłam to, do czego dążyłam odkąd wróciłam. Wyjałowiłam się, jestem pusta. Jutro jeszcze czeka mnie gruby melanż na działce kumpla i chyba w końcu wyleczę się z tej powyjazdowej melancholii.

We've been through faith, breakdown
Self hurt
Plastics, collections
Self help, self pain,
Guest psychics, fuck off
I was central
I had control
I lost my head
I need this
I need this
[...]
It's crazy what you could've had
It's crazy what you could've had
It's crazy what you could've had
I need
I need this


(Postaram się nie rąbać tak tekstami piosenek w każdym poście, po prostu ostatnio w prawie każdym utworze znajduję jakiś cytat, który idealnie oddaje moje uczucia)

wtorek, 27 sierpnia 2013

27 sierpnia - Out Of My Mind

Po raz pierwszy byłam dziś u K. w domu. Ogólnie naprawdę dobrze było się z nim zobaczyć, ale nie pogadaliśmy jakoś poważniej, bo spóźniłam się trochę na nasze spotkanie i zaraz musieliśmy jechać, żeby spotkać się z kolegą. Jutro też się z nim widzę.

Humor dalej kiepski, jedzenie odrzuca, w przeciwieństwie do alkoholu i trawy, które konsumuję bez skrupułów i oporów. Byle wyłączyć świadomość, bo od razu myśli mnie dosłownie przygniatają. Nawet muzyki słucham teraz trochę innej, nic ambitnego, jakieś chamskie umc umc, tak żeby zagłuszyć wszystko, co mnie męczy.

Taki stan rzeczy też zresztą zaczyna mnie dobijać, niech tylko moja siostra wróci, a wyciągnę ją na długi spacer do lasu pod miastem. Potrzebuję oderwać się na moment od wszystkiego, pobyć sama, ale gdzieś daleko, w wyludnionym miejscu. Samej nie chce mi się jechać, a z siostrą często w tym lesie, o którym myślę, po prostu łazimy sobie razem, milcząc.

Nie potrafię konkretnie uzasadnić, skąd u mnie dokładnie nagle taki dół. Nie stało się nic, czego bym nie przewidywała. Można powiedzieć, że jest dość stabilnie, a jednak cały czas mam to poczucie frustracji, bezsilności, smutku, pustki. 

niedziela, 25 sierpnia 2013

25 sierpnia - Mind Mischief

Wróciłam z zaszczytnym planem na najbliższe dni. Upalić się i schlać jak świnia, tak spasiona, jak sama jestem.
Na razie przemilczę przyczyny, ale nowe limity kaloryczne od dziś do odwołania, nie wliczając do bilansu alkoholu, powinny utrzymać mnie w całości.
Przywiązać się tak bardzo w tak krótkim czasie to ból, z którego oczyścić się mogę tylko za pomocą starego, sprawdzonego sposobu.

'Wyjałowić się, zostawić skórę i kości, rozmazać całą twarz, zasnąć i narodzić się na nowo' - bazgroły z drogi powrotnej.

Nie chciałam tu o tym pisać, bo średnio to pasuje do mojej, nieaktualnej póki co, chęci zmian. Po prostu muszę trochę odetchnąć, odbudować samą siebie, bo w tej chwili nie rozumiem swoich uczuć i muszę je wyłączyć.

Jutro wraca K. zza granicy, widzę się z nim za dwa dni. Do tego czasu chcę się przynajmniej trochę uspokoić, wyciszyć. I raczej aż do spotkania nic tu nie napiszę, bo na tym blogu nie będzie więcej pierdół wspomagających moje wyniszczanie się.

Przepraszam, trochę hipokrytka ze mnie. 

Feels like my life is ready to blow
[...]
I just don't know where the hell I belong 
[...]
No more getting it wrong,
I'll be frozen here on.
If forever we'll see,
But no more guessing for me

piątek, 9 sierpnia 2013

9 sierpnia - Plainsong

Terapia była w porządku. Ostatecznie na spotkanie poszłam tylko z mamą, ale z miejsca pojawił się problem - za niecały miesiąc kończę 18 lat i nie będzie mógł zajmować się mną terapeuta od spraw młodzieży. Idiotyzm, nawet w tej poradni tak mówią, ale prawo to prawo, czyli to spotkanie tak naprawdę nie miało sensu. Pogadałyśmy więc sobie po prostu. Szkoda, bo babka, która prowadziła tę rozmowę, była naprawdę świetna, ale musimy już teraz rozejrzeć się za czymś innym.

Dwa dni temu widziałam się z K. w tym lesie, ale nie rozmawialiśmy jakoś poważniej, bo przez większość czasu było z nami dwóch jego kumpli. Nie przeszkadzało mi to, polubiłam ich i dobrze się bawiłam, ale nic nie ruszyło do przodu. Dziś jeszcze się widzimy, sam na sam, ostatni raz przed  moim wyjazdem nad morze. Jadę z mamą, siostrą i ojczymem, na dwa tygodnie, nie będę tam miała za bardzo dostępu do Internetu, więc pozostaje nam kontakt telefoniczny. Na blogu też nie będę mogła pisać niestety.

Waga pokazuje niecałe 52kg. Nie wiem, czy się cieszyć, czy nie. Coraz częściej kręci mi się w głowie, pewnie w dużej mierze przez te początki anemii, ale nie ma co się oszukiwać. Anemia też nie pojawiła się znikąd. Ale przy takich upałach tym bardziej nie chce mi się jeść. Wczoraj w sumie było max. 500kcal.
W pewnym momencie zaczęła mi drgać powieka. Po godzinie ustało, nie wiem, czy to wynika z niewyspania, czy może z niedoboru magnezu. Piję w sumie sporo coli zero i zwykle przynajmniej jedną kawę dziennie, czyli mnóstwo kofeiny, mogłam go sobie dodatkowo wypłukać.
W każdym razie zdaję sobie sprawę z tego, że mimo wszystkich starań, mój tryb życia jest bardzo niezdrowy. Tata kupił mi elektronicznego papierosa, na wyjeździe zamierzam rzucić z nim palenie. Przynajmniej tyle póki co mogę zrobić, żeby się tak nie niszczyć.

Ściskam:)

wtorek, 6 sierpnia 2013

6 sierpnia - Get Lucky

Chyba nie zaszkodzi, jeśli raz na jakiś czas wypiszę swój jadłospis.
Dzisiaj:
10:30 - pancake z konfiturą wiśniową i masłem orzechowym (placek z 1 jajka, 1 łyżeczki siemienia lnianego, 1 łyżeczki naturalnego serka homogenizowanego, 3 płaskich łyżek otrębów owsianych) + kawa z mlekiem
14:40 - 2 wafle ryżowe z twarożkiem z rzodkiewką i szczypiorkiem
a o17:30 zjem brzoskwinię.

Jest o tyle lepiej, że nie liczę już obsesyjnie każdej kalorii. Wartości tych produktów, które jem, znam na pamięć. Jeśli przez przypadek nabiorę nieco większą łyżkę otrębów, nie odsypuję tego nadmiaru z powrotem do paczki, tylko daję do miski. Ale już tych ciasteczek, co dziś zrobiłam dla rodziny i K. bym nie tknęła, chyba że w trakcie napadu. Jedno takie ma pewnie więcej niż mój obiad i kolacja razem.

Zauważyłam, że odkąd bardziej otwieram się przy innych, czuję się dużo lepiej sama ze sobą. Ostatnio przez większość czasu jestem autentycznie szczęśliwa. Lepiej dogaduję się z ludźmi. Nie tylko tymi najbliższymi, ale też takimi nowopoznanymi. I to chyba właśnie dlatego, że nie chowam się już za murem cały czas. Co najwyżej za taką szybą;)

Uczucia do innych, które do tej pory w sobie tłumiłam, teraz szaleją, czasami mnie dosłownie przygniatają i muszę się trochę stopować, żeby nie wybuchnąć. Ale to są bardzo pozytywne emocje. Szczęście, miłość, po prostu radość z życia. W końcu. Mój obecny stan ducha tak bardzo różni się od zeszłorocznego, że czuję się wręcz innym człowiekiem. Coraz bardziej sobą.

Za dwie godziny widzę się z K., mamy iść do lasu na spacer. Zobaczymy, jak będzie.

Ściskam:)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

5 sieprnia - Burger Queen

W O. było całkiem w porządku, choć z roku na rok coraz gorzej się tam czuję. To miejsce jest chyba za bardzo przesiąknięte wspomnieniami, czuję się tam obco, wszystko mnie przytłacza. Przez to od razu jest gorzej z jedzeniem, przytyłam 1kg, choć naprawdę starałam się trzymać swoich zasad, ale to zawsze ten stres, bo tam nie panuję nad kalorycznością posiłków. Tego typu stres prowadzi do napadów. Na szczęście nie było żadnego, tylko raz jednego wieczora zjadłam cztery kawałki ciasta babci, ale i tak tego dnia łącznie było góra 2000 kalorii razem.

Bardzo dużo rozmawiałam z tatą, tak szczerze, cieszy mnie to. Pokazałam mu nawet różne strony i artykuły dotyczące moich ED, bo chce się dowiedzieć o tym jak najwięcej. Chyba w końcu dzięki terapii zaczęłam się przy nim otwierać. Bardzo mnie to uspokaja. Bardzo kocham tatę i cieszę się, że nasz kontakt się poprawia.

Wróciłam dwa dni wcześniej, niż planowałam, żeby spotkać się z przyjaciółką, która dziś wyjeżdża i zobaczymy się teraz dopiero pod koniec sierpnia. Już z dworca zadzwoniłam też do K., że wróciłam i żeby się spotkać, tak spontanicznie. Byliśmy sporą grupą na plaży miejskiej, K. przyszedł z kumplem z naszej szkoły, którego w sumie słabo znam, ale lubię. I ten kumpel w którymś momencie ponoć spytał moją przyjaciółkę, czy ja i K. jesteśmy razem:)
W każdym razie każdy w końcu się zbierał do domu, a ja i K. jakoś tak siedzieliśmy razem do trzeciej jakoś. Na piechotę szliśmy z plaży kilka kilometrów na przystanek z nocnymi. Było naprawdę super, pogadaliśmy sobie i w ogóle. Nie było babeczek jego cioci, bo młodsza siostra wszystkie mu wyjadła. Ja nie zdążyłam zrobić ciasteczek, a więc następnym razem. Ale był ten moment, gdy szliśmy i nasze ręce się tak chyba nieprzypadkowo zetknęły. Było kilka podobnych momentów w sumie, ale tylko ten tak wyraźny. A ja... poczułam wtedy nagle jakiś dziki strach. Sięgnęłam do torby po colę, chwila minęła. Nie wiem, o co chodziło. Wydawało mi się, że już opanowałam ten lęk przed bliskością. Nie wiem, co myśleć, poza tym, że ogólnie wczoraj było naprawdę świetnie. Ale nie chcę, żeby on myślał, że ja go traktuję tylko jak kumpla czy coś, muszę coś zrobić z tym swoim lękiem. Btw. znów nic nie jadłam przy nim,  a byliśmy razem od 21 do prawie 4. Muszę mu w końcu powiedzieć.
Dziś tak na szybko piszę, bo jeszcze nawet się nie rozpakowałam i czeka na mnie trochę roboty. Ale dobrze być znów w domu, ze swoją rutyną, i dobrze jest wrócić do bloga.

Ściskam:)