poniedziałek, 12 listopada 2012

12 listopada - Not In Love

waga rano:
54,8, czyli II cel osiągnięty. (12/11/12)

Bilans
śniadanie:
5:30 - 240kcal (1 muffin (120kcal, pisałam o nich dokładnie w poprzedniej notce), serek wiejski (100kcal) + kawa z mlekiem (20kcal))
drugie śniadanie:
9:45 - 170kcal (Danio z czekoladą)
obiad:
15:35 - 210kcal (Dwa smażone kotlety sojowe (150kcal) + trochę ryżu i surówki (60kcal)
Kolacja:
17:35 0 110kcal (60g twarogu półtłustego (80kcal) zmiksowane z łyżeczką konfitury wiśniowej (30kcal))

Razem: 730kcal

Kurde, mogłam zjeść tylko jeden kotlet sojowy, ale to moje ulubione danie i w zasadzie ciężej mi oprzeć się właśnie nim niż jakiejś czekoladzie.

Schudłam 2,4kg w tydzień. Z jednej strony jestem bardzo zadowolona z wagi, a z drugiej to trochę za szybko, niezdrowo. Boję się, że przy tym tempie niedługo odezwie się mój bulimiczny syndrom (łihihi, czy raczej bulimiczna część syndromu anoreksji bulimicznej) i że będzie napad żarcia. Tak to zwykle u mnie działało, stąd te skoki wagi, bo ja nigdy nie zwracam. Próbowałam parę razy, w różnych okresach mojego życia, właśnie po napadach, ale zwyczajnie nie potrafię, choćbym i pół godziny wisiała nad kiblem. Kiedyś nawet w przypływie desperacji wypiłam wodę z solą i nic, tylko do końca dnia było mi obrzydliwie niedobrze. Zmądrzałam (chyba) i obiecałam sobie, że nigdy więcej nawet nie będę próbować wymiotów. Zbliżam się do ostatecznego celu i nie bardzo wiem, co robić. Teraz oczywiście kusi mnie 52kg, ale co dalej? Nie chcę znowu wpadać w obsesję, ale utrzymanie wagi wydaje mi się nierealne. Jeśli będę jadła tak jak teraz, schudnę jeszcze bardziej. Moja figura chyba wygląda już lepiej, widać żebra, nogi trochę schudły, ale twarz dalej wydaje mi się strasznie pucołowata. Poza tym naprawdę dobrze mi się teraz odchudza. Dobra, zobaczy się, jak zejdę do 54kg.

Olciuk, to ja jestem jakaś mocno chyba, bo mnie ten chałwowy dzień nie zasłodził:D Co prawda moja ochota na słodycze jest o wiele mniejsza, bo dziś nie myślałam o wpierniczeniu połowy czekolady, pomyślałam tylko przez chwilkę, że może zjem sobie jedną kostkę, ale że w zasadzie obejdzie się bez niej:)

Trzymajcie się chudo, kochane:)


4 komentarze:

  1. bilans całkiem, całkiem :)gratulację, osiągnięcia kolejnego celu :) taka malutka, uwaga, a raczej przypomnienie, bo pewnie o tym wiesz. Jeśli chodzi o te kilogramy, cel już prawie u twoich stóp, ale co będzie dalej? Jeśli będziesz, jeść tak jak teraz to będziesz chudnąć, a z tego co wynika z twojego postu, nie bardzo chcesz... ale jeśli zaczniesz jeść normalnie... to te wszystkie ci się zwrócą... i jaki jest tego sens? Niezłe pytanie, jestem ciekawa co postanowisz. W każdym razie trzymaj się, i dopinguję Ci we wszystkim :*

    OdpowiedzUsuń
  2. gratuluję osiągnięcia celu. bilans masz bardzo dobry. ;) Oby tak dalej.
    a jeśli nie chcesz tak szybko, to może nie ograniczaj aż tak jedzenia, tylko po prostu ćwicz. będzie to dawało lepsze efekty, tyle że w dłuższym czasie. :)
    powodzenia. trzymaj się ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny bilans, bardzo szybko osiągasz te swoje cele, aż trudno czasem za tobą nadążyć;)
    Tak szczerze to ja nie rozumiem osób które nie potrafią zwymiotować, np po tej wodzie z solą, toż to ja bym się porzygała na poczekaniu, po czymś takim, ale rad ci nie będę dawać, lepiej żebyś trzymała się od bulimii z daleka.
    Całuję skarbie:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę takiej utraty wagi! Muszę przeanalizować Twoje bilanse, bo też tak chcę!
    Dobrze, że nie planujesz wymiotować. To świństwo i nikt nie powinien z tym zaczynać.
    Całuski :***

    OdpowiedzUsuń