Bilans
śniadanie:
7:00 - 200kcal (Danio Stracatella Intenso (185kcal) + kawa z mlekiem sojowym (15kcal))
drugie śniadanie:
10:50 - 150kcal (Activia, 195ml, ta z truskawkami i kiwi)
11:15 - 20kcal (kawa z mlekiem ze szkolnego sklepiku)
15:25 - 155kcal (średnie latte na mleku sojowym w Coffee Heaven)
obiad:
17:30 - 155 kcal (pół porcji warzyw na patelnię firmy Hortex "Z włoską przyprawą" (95kcal) i 1 Wasa (20kcal) z dwiema łyżeczkami serka wiejskiego i plasterkiem pomidora (40kcal)
Razem: 680kcal
Kochane, wczoraj nie napisałam, bo było mi cholernie wstyd. Wróciłam z poradni antynikotynowej, gdzie pani powiedziała, że nie mogę przekładać odchudzania nad rzucanie palenia. Pomyślałam, że okej (bilans wynosił 685kcal), zjem wobec tego jedną kosteczkę Milki karmelowej. Ogólnie miałam wczoraj bardzo zły humor, fajki szybko mi się skończyły i ta kosteczka podziałała jak jakiś młot. W 20 minut wpierdzieliłam tyle, co chyba przez ostatnie parę dni łącznie zjadłam. Popłakałam się już w trakcie, nie wiem, jakim cudem się zatrzymałam. Irracjonalne szczęście, poczucie słodkiego zapomnienia trwało może pięć minut, potem czułam już tylko ogromną nienawiść do siebie. Dziś się nie ważyłam, choć powinnam była się ukarać. A waga skoczyła na pewno. Nie mam co usprawiedliwiać się okresem. Jestem psychiczna. Wczorajczy dzień był straszny i NIE MOGĘ za nic pozwolić, by taki napad się powtórzył. Płakałam, dopóki nie dorwałam się po jakiejś godzinie do papierosa (nie pamiętam nawet, skąd go wytrzasnęłam) i dopiero wtedy się uspokoiłam, ale nawet teraz czuję obrzydzenie do siebie na myśl, co wczoraj zepsułam. Wstydzę się nie tylko tego ohydnego napadu, słabości, utraty kontroli, ale też sposobu, w jaki to przebiegło. Konwulsyjnie, rozpaczliwie, jakbym miała jeść ostatni raz. Tak, żeby zdążyć przed wyrzutami sumienia. To nie było normalne. Zjadłam potworne ilości, a przecież to było tylko około 20 minut! Do końca dnia brzuch mnie bolał tak, że nie byłam w stanie normalnie chodzić. Boję się strasznie, ile mogłam przez to przytyć. Jutro już obowiązkowo ważenie. Nie mogę sobie popuszczać. Z dzisiejszego bilansu jestem zadowolona, poćwiczę jeszcze. Od tej pory ŻADNYCH napadów. Żeby tak spieprzyć dzień po osiągnięciu II celu... A nawet nie byłam głodna. Żałosne.
Na pewno nie będzie więcej żadnych napadów, wierzę w ciebie;)
OdpowiedzUsuńDzisiejszy bilans super, gratuluję;)
Całuję:**
oj, nie zamartwiaj, się ważne , że dziś bilans był niezły :) Oczywiście, nie chcemy chyba, żeby sięto więcej zdarzyło - i szczerze wierzę, że się nie zdarzy. Masz moje wsparcie, trzymaj się ;*
OdpowiedzUsuńHej. Szkoda,ze tak sie wtedy stało,ale za to dzisiaj dobry bilans ;)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tym tak bardzo.
Wierze w Ciebie i dasz rade :*
Trzymaj się chudo i chudnij kruszynko <3
głodna nie musisz być żeby schudnąć. a zamiast papierosów może sobie lizaka possaj ;D a na nerwy to dobrze pooglądać sobie jakieś komedie albo poczytać książkę, albo spotkać sie znajomymi. a śniadanie to i drugie i trzecie i czwarte miałaś hehe ;) fajnie tak.
OdpowiedzUsuńsama wiesz, zdarza się ;-) wracaj do diety, jeden napad wiele nie zmieni. a papierosa lubię sobie zapalić od czasu do czasu, mi to pomaga jak chce mi się jeść xxx
OdpowiedzUsuń