czwartek, 8 listopada 2012

8 listopada - Black Hearted Love

waga rano: 56,4kg

Bilans
śniadanie:
6:20 - 219kcal (jajko na twardo (100kcal), pół kromki ciemnego chleba ze śliwką (59kcal), a na niej serek Tartare (40kcal) i kawa z mlekiem (20kcal))
drugie śniadanie:
9:45 - 115kcal (jogurt naturalny Zott)
obiad:
14:15 - 265kcal (pancake (190kcal), a na nim trzy łyżeczki konfitury wiśniowej (75kcal))
kolacja:
17:30 - 70kcal (1 Wasa (20kcal) z serkiem Tartare i jednym plastrem pomidora (50kcal))

Razem: 669kcal

Uff, myślałam, że wyjdzie więcej. Wczoraj było jakieś 5minut hula-hop, 20 brzuszków i seria ćwiczeń na pośladki. I dziś też będzie, wątpię, by tak lekkie ćwiczenia mogły mi zaszkodzić.
Hm, Perfect, mnie szczerze mówiąc to codzienne ważenie bardzo motywuje. Nawet czuję się źle, jak nie mogę się rano zważyć. Tylko tak mogę kontrolować, czy nie przytyłam przez ostatni dzień i ogólnie dużo lepiej się czuję, gdy codziennie widzę, że są jakieś, nawet jeśli nieznaczne, efekty. Tak już mam:)

"Black Hearted Love", czyli piosenka PJ Harvey, która niesamowicie thinspirowała mnie podczas odchudzania jakieś dwa lata temu i znowu łapię na nią fazę. Bo chyba nie wspominałam o tym, że do tytułu każdego rozdziału daję tytuł piosenki, której dużo słucham danego dnia i która ogólnie mnie motywuje:)

Dziś krótko, mam dużo nauki i muszę jeszcze poćwiczyć, ale jestem naprawdę dobrej myśli i czuję, że się uda. Oby jutro było już równo 56kg, to osiągnęłabym swój I cel:)

Trzymajcie się, motylki:*


One more thing:
Mama i ojczym są wredni. Dziś znów byłam u psychoterapeutki. Ona jest magiczna, mówię jej praktycznie wszystko, choć wcale nie naciska, czasami tylko lekko mnie podpuszcza. Chyba. W każdym razie zgodziła się z opinią psychiatry, że mam syndrom anoreksji, ale dodała też, że podejrzewa u mnie bulimię. Chodzi o te skoki wagi, że raz odchudzam się drastycznie, a po iluś miesiącach wpierniczam i gwałtownie tyję. Powiedziałam jej, że przecież nigdy nie prowokowałam wymiotów, a ona mówi, że wcale nie trzeba się do tego zmuszać, żeby być bulimikiem. No pięknie. I chyba wspomniała coś mojej mamie i ojczymowi, bo jak tylko odwieźli mnie do domu, poszli do sklepu i kupili CZTERY CZEKOLADY, KTÓRE UWIELBIAM -.- cztery Milki konkretnie, dwie karmelowe, dwie truskawkowe. Kurwa. Nie zamierzam ich jeść, ale myślałam, że padnę, jak otworzyłam szafkę, a tam taki atak normalnie. I zaraz zaczęły się myśli, że nic mi się nie stanie od dwóch kostek, no przecież, ale zaraz się opamiętałam. Nie ma opcji. Aż mam ochotę ryknąć CHCECIE WOJNY, TO JĄ MACIE. Paradoksalnie zmotywowało mnie to jeszcze bardziej. Nie mam zamiaru przestać po kilku miesiącach. Tym razem chcę utrzymać wagę. 

1 komentarz:

  1. Ładny bilans : )
    Takie ćwiczenia nie powinny zaszkodzić. Tak mi się wydaje.
    Co do ważenia się to też tak mam. Codziennie musze się zważyć bo inaczej jakoś tak no dziwnie.
    Musi być 56 :D
    Trzymam kciuki. Całuje mocno : ***

    OdpowiedzUsuń